Rano szybki spacer z plecakami na dworzec, a tam już czekał na nas autobus. Autobusy mają wysoko umieszczoną karoserię co wygląda dość śmiesznie, ale ma to swoje uzasadnienie. Tylko częściowo poruszamy się po drodze asfaltowej. W pewnym momencie zjeżdżamy na drogę szutrową poprzecinaną strumieniami i nie koniecznie pozbawioną dziur i innych niespodzianek. W każdym razie po dwóch godzinach lądujemy przy schronisku na starcie szlaku Laugavegur. W planach jest przejście w ciągu 5 dni w kierunku południowym, aż na samo wybrzeże. Czyli około 80 km.
Ekipa na starcie. Jeszcze nie wiedzą co ich dzisiaj czeka dlatego tacy zadowoleni.Patrząc na mapę to mamy iść z góry na dół, a to ze względu na wiatry, które tutaj najczęściej mają kierunek północny. Jak się potem okaże, to specjalnie dla nas na ten tydzień Bogowie zaplanowali zmianę kierunku i watry hulały od południa, czyli w twarz. Po krótkich poprawkach w sprzęcie ruszyliśmy na szlak. Żeby było miło od razu dość mocno pod górę, ale wszystko wynagradzają widoki. "Świeża" geologia tworzy coś fascynującego czego nie prawie nie zobaczymy na kontynencie. Całości dopełniają wyziewy z pod ziemi, które mówią nam, że tu wszystko się może zdarzyć.
Dalej dość ciekawe górki, a na pierwszym planie pole lawowe.Widoki naprawdę przewspaniałe.
Tutaj zaczyna się królestwo podziemi.
Gotuje się, kipi. Niech Ci pod spodem uważają, żeby czegoś nie przypalić.
Coś gotują w strumieniu.
Miło się ogląda tą niczym nie skażoną przyrodę. Zasada na szlaku jest prosta - wszystkie śmieci zabieramy ze sobą. Jeżeli jest kubeł przy schronisku to możemy je wyrzucić, jak nie targamy dalej. Najwspanialsze jest to, że ludzie tej zasady przestrzegają. Było miło, ale do czasu. Deszcz, który nas nie odstępował od samego startu zaczął przybierać na intensywności. Do tego dodajmy wiatr w oczy to będziemy mieli komplet. Nawet najlepsze ciuchy są nieprzemakalne do pewnego krytycznego momentu, a potem to już leje się nam woda od środka nogawek do butów.
Wszystko pokrywa mgła.
Tego typu przeprawy w pewnym momencie stają się rutyną.
Typowy widok w pierwszym dniu. Wraz z kilometrami coraz mniej było salfatarów (wydobywającej się pary wodnej i gazów z wnętrz ziemi)
CDN