wtorek, 6 września 2016

Nasza przygoda z Kirgistanem dobiega końca. Jutro o 6,00 czasu lokalnego startujemy do Moskwy i tam przesiadka do Pragi. Jak zwykle było fajnie. Nowa kultura, nowy świat i wielu nowych znajomych. Dziękujemy również Wam za śledzenie naszego bloga. Mamy ponad 2000 odsłonięć. Do zobaczeniw w kraju.

niedziela, 4 września 2016

Udało się. Byliśmy na zawodach, o które nam chodziło. Było fajnie bo wszystkie wejścia są gratis. Nas najbardziej interesowało przeciąganie koziej skóry i strzelanie w galopie z konia z łuku.  Niestety strzelanie nas chyba minie ale kozia skóra była. Mecz między Rosją, a Afganistanem. Konie piękne, aż łza się w oku kręciła. Zresztą sami zobaczcie zdjęcia.
 Finał wagi ciężkiej w przeciąganiu kijka.
Pokaz dzieci przed zaapasami.
 A tu ten sam klub, ale dorośli.
 Publika w hali Gazpromu.
 Walka ze skórą kozy.
 Dalej walczą.
 A tu zapasy.
Zupa grzybowa. Nigdy takich grzybów nie widziałem. Mam nadzieję, że jutro też będzie.

sobota, 3 września 2016

Właśnie przeszła nasza reprezentacja, ale nie wiem dlaczego nie pozwolono im odczytać apelu smoleńskiego. Bardzo dziwna sprawa. Ja się nie mogę na to zgodzić. To jest znieważenie histori ludzkości. Gdyby nie Smoleńsk
to jak ktoś powiedział po uroczystościach z okazji 77 rocznicy wojny Hitler by ją wygrał.
Gościem honorowym jest Steve Seagal.
Walczymy cały dzień z komuną. Pan Antoni M napewno nie będzie z tego powodu zadowolony.  Okazało się, że rano to było otwarcie hali sportowej wybudowanej przez Gazprom. Potem były zawody przeciągania kijka w różnych kategoriach wagowych i o dziwo nasi biorą udział. Uroczystość otwarcia igrzysk zaczęła się o 20-tej ale niestety nie mieliśmy szans na dojście choćby na 500 metrów. Przepuszczają tylko autobusy na które trzeba mieć bilety, a biletów nie sprzedają bo są wykupione od miesiąca, więc autobusy jadą puste. Nie tylko my jak głupki staliśmy przy blokadzie milicyjnej, ale w sumie połowa nacji świata.  Czyli tacy sami naiwniacy jak my, prawie z każdego zakontku świata. Zdegustowani udaliśmy się do sklepu po produkty. Tu się okazało, że litr kefiru kosztuje 95 suma, a 1/2 litra wódki 80

piątek, 2 września 2016

Jesteśmy w Czołpon Ata. Trzy dni w górach to fajna rzecz, ale brakowało nam bardzo prysznica. Co tam prysznic, cociażby malutka umywaleczka. Ablucji dokonywaliśmy przy rurze przy drodze. Dobrze, że był szalet pilnowany przez dziadka to jakoś danlo się przeżyć bo sławojka przy "hoteliku" była cała zas.... W każdym razie i tak góry mają przepiękne i warte każdych wyrzeczeń. Jadąc do Biszkeku dowiedzieliśmy się, że za płotem gdzie mieszkaliśmy swoją jurtę ma prezydent i goścł tam np. Panią Merkel. Jutro o 8,30 zaczynają się igry koczownikow. Mamy nadzieję, że przez najbliższe dwa dni załapiemy się na kilka konkurencji. Jest tego około czterdziestu. Milicji tu taka ilość, że chyba mniej ludności ma ta miejscowość. Wczoraj nie pisałem bo wyszedł nam tygodniowy abonament. Po prostu kupujemy co tydzień doładowanie, a w Alpenłagierie nie ma takich cudów.
 Poranne odwiedziny w pokoju.
 Koleżanka tej z góry, ale w co włożyła ogonek?
 Ósmy pasażer Nostromo wychodzi z za skały.
 Opuszczone koczowisko.
 Ostatnie widoki na góry.
Nasza wczorajsza dolinka.

środa, 31 sierpnia 2016

Pobiegaliśmy troszeczkę po górkach. Wyszliśmy z bazy z Alpinłagru w Ała Archa. Celem był wodospad w drodze na szczyt Nauczyciela. Droga jest dość intensywna gdyż na odcinku 3,75 km mamy przewyższenia ponad 650 m. Jest za to przyjenie gdyż widoczki robią swoje. Według przewodnika jest to miejsce noclegowe wybierających się w tamtym kierunku, ale tak szczerze to jest go naprawdę niewiele bo stok jest mocno nachylony. Tym niemniej było cztery namioty rozbite. Tutaj mimo, że jest to park narodowy można rozbijać się w każdym miejscu. Plan przekroczyliśmy i poszliśmy dalej w kierunku drugiej bazy na wysokość 3000 m. W tym momencie musieliśmy zawrócić bo pogoda zaczęła się łamać. Rozmawialiśmy z tutejszymi ludzmi na temat pogody już wcześniej. Mówią, że sierpień jest całkowicie nietypowy. Jeszcze nigdy nie było tylu opadów. Jutro przebieżka wzdłuż doliny, a pojutrze powrót do Czołpan Ata na Igrzyska Koczowników.
 Dolinka, którą jutro pomaszerujemy.
 Widok na górkę po zachodniej stronie dolinki. Górka ma ponad 4 tys mertów.
 Tabun koni na 2 700 m. Tak zwane "konie wysokogórskie".
 Jeszcze jeden widok z podejścia.
 Można tylko sobie wyobrazić jak potężne muszą być to strumienie wiosną w czasie roztopów. Ilośc głazów jakie naniosły jest porażająca.
Jak się okazało nie ostateczny cel naszej wędrówki. Wodospad, pierwsza baza wejścia na Nauszyciela.

wtorek, 30 sierpnia 2016

Dotarliśmy do Alpejskigo Obozu jakieś 45 km od Biszkieku. W Biszkieku zaczepili nas po cywilnemu policjańci i zarządali dokumentów. Zareagowaliśmy dosyć ostro i zczęliśmy szukać policjanta ale mundurowego. Po kilku krokach " tajniacy" się rozpłyneli. Polują na turystów, najczęściej jest ich 3 do 5 i okradają żywcem pod pretekstem szukania narkotyków lub fałszywej waluty. Trzeba uważać. Jutro odziemy w góry, chociaż pogoda nie rozpieszcza. O 16 nawet pokropiło. Ludzie schodzący z gór mieli nizbyt tęgie miny więc jutro lecimy na lekko do kolejnego wodospadu. Co dalej to jeszcze zobaczymy. Tyle jeszcze by się chciało, a tu powoli urlop się kończy.

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Dzisiaj byliśmy w wąwozie Grigorjewskim. Dziwnie się tutaj maszeruje, bo człowiek niby startuje z 1650 metrów, ale zanim dobrze się rozpędzi to jest na 2500 metrów. Oczarowany jestem rzekami,które płyną tymi wąwozami. Są to tak górzyste rzeki, że stanowią naturalne kilkudziesięcio kilometrowe tory do kajakarstwa górskiego. Jeden wniosek jest niezbity, w tym kraju jest niewiele rowerów, ale dzieciaków na koniach jest tylu ile w Polsce rowerzystów, a konie mają naprawdę piękne. Nie ma również problemu z wynajęciem konia pod wierzch. Jak ktoś ma ochotę na wakacje w siodle to chyba lepszego miejsca na świecie nie ma. Jedzenie jest super, a wczorajszy rosł barani to totalny odlot. Jako wkładka był kawałek schabiku baraniego z uchwytem tak jak podają w ekskluzywnych restauracjach. Niektóre patenty powalają nas na kolana jak chociażby teb most poniżej.
Jutro planujemy wyjazd aż za Biszkek w góry. Trzeba jeszcze łyknąć prawdziwych górek.
 Prawdziwie górska rzeka. A może by tak nią kiedyś kajaczkiem?
 Kontener świetnie nadaje się na most o ile rzeka nie jest zbyt szeroka.
 Tak jak pisałem tu dzieci nie mają rowerów tylko konie.
 Będzie kumys. A tak nawiasem to sprzedają go w wielu miejscach. Musimy spróbować. Podobno wyśminity.
Bardzo dużo w dolinach jest dzikich moreli. Są mniejsze, ale również pyssne.

niedziela, 28 sierpnia 2016

Niedaleko nas co niedzielę jest jarmark. Niewiele się namyślając ruszyliśmy twm marszrutką. Trafiliśmy na rodzinne klimaty
Kiszone flaki. Podobne jedliśmy kilka lat temu w Uzbekistanie. Ogólnie można było kupić wszystko. My wzieliśmy słoninę, kiełbasę, kiszone ogórcy i ikrę suszoną.
Najdłuższa fasola szparagowa jaką widziałem. Każdy strąk ma około metra.
Po południu wypad na plażę Issyk kul. Woda wcale nie jest słona, ale za to bajerancko czysta.
Pani sprzedająca wędzone ryby w zimnym dymie. Niebo w gębie, a smród na tydzień.

sobota, 27 sierpnia 2016

Dotarliśmy do Czołpon Ata. Od 2 września jest tu olimpiada koczowników. Co fakt mamy inne plany, ale chyba taka okazja już się nie zdarzy więc między 2-8 września raczej tutaj zawitamy. Byliśmy na bazarze i kupiliśmy kiszone grzyby. Jedne nawet wyglądają na jadalne, ale drugie? Jak nie będzie nas w Polsce za 20 dni to znaczy, że grzyby były nie takie, tylko jednorazowego spożycia.
 Tak to jest w całej okazałości.
 Niby borowiki, ale?
Banzai!!!

czwartek, 25 sierpnia 2016

 Choszan. Ciasto nadziewane baraniną i smażoną cebulą. Do tego ostra papryka w oleju.
 Po prostu barani szaszłyk.
 Łagman. Makaron (nitki po 2 metry), wołowina i baranina, seler naciowy, kalarepa, marchew, papryka, nać pietruszki i koper.
 Gulasz. Tutaj do tego typu dań podaje się ziemniaki, kaszę, ryż i makaron jako całość.
Patent na złomiarzy. Może ten łańcuch niewielki, ale może dać efekt.
 Wyżej już dzisiaj nie idziemy. Prawie 4 000 m n.p.m. wystarczy.
Chyba warto było?
 Idziemy w dół.
Arab z Marysią i Krzysiem.
Nasza nowa znajoma.

Do bazy w Ałtynaraszanie dotarliśmy po 18-tej. Mieliśmy dwa wyjścia, albo zostajemy i rozbijamy namiot, albo ruszamy w dół ułazem. Zwyciężyła druga wersja. Do Karakoł dotarliśmy po 20-tej. Zajeliśmy ten sam pokój co poprzednio i naprawdę się wyspaliśmy. Dzisiaj w planie LB, czyli leżenie bokiem, ale nie do końca. Postanowiliśmy zrobić dzień kulinarny, czyli sprawdzić smak najpopularniejszych potraw.
Nie wiem jak teraz to leci. Mogę ssię powtarzać bo mamy problemy z internetem, ale ranek nam wszystko wynaggrodził. Widoki odlot i tylko 400 metrów do góry i 1400 oczywiście w pionie w dół.
 Nasz obóz na 3560 m n.p.m.
 Jeziorko w całej (prawie) okazałości.
 Arab, a za nim nasi nowi znajomi Marysia i Kraysiu. Nad jeziorem Krzyś złożył oświadczyn.
 To jest to po co wartało iść.
Jeszcze jeden widok na Ała Kul. Nie wiem jal Wam ale mi się podoba. Wysokość 3520 n.p.m.
Jak wleźliśmy do namiotu o 18 to wyszliśmy o 6,30 rano.
Widok z namiotu na tropik.

Ogólnie wszystko mokre, ale słońce przejdzie do nas za godzinkę i będzie OK. Najgorsze to, że plecaki przemokły i tylko ciuchy które mamy na sobie są suche. Wody do spo zycia około 1/2 litra więc robimy borowikową na dwa kubki i suszymy co się da i w drogę.
No i co żyjemy. We wtorek mieliśmy do przejścia 1000 metrów w pionie i udało się. Tylko, że na ostatniej setce (pomiędzy 3400 a 3500)  złapała nas śnieżyca. Łapy sztywne, ciężko rozbić namiat i ogólnie do bani. Wszystko mokre, ale udało się. Namiot postawiony, szybciutko zagotowane dwa rosołki i OK.
 Dolinka po przejściu około 500 m,  ale w pionie, czyli 2200 m n.p.m.
Pierwszy nocleg na 2500. Rysy u stóp.
 Wychodzimy w góry. Pogoda taks sobie.
 Tu wszędzie jest pięknie.
Zajączek, który nie jest pojedyńczym zjswiskiem, bo mnóstwo mamy świstaków, wiewiórów i innych gryzoni.
Zaczyna się ostre podejście.