środa, 31 sierpnia 2016

Pobiegaliśmy troszeczkę po górkach. Wyszliśmy z bazy z Alpinłagru w Ała Archa. Celem był wodospad w drodze na szczyt Nauczyciela. Droga jest dość intensywna gdyż na odcinku 3,75 km mamy przewyższenia ponad 650 m. Jest za to przyjenie gdyż widoczki robią swoje. Według przewodnika jest to miejsce noclegowe wybierających się w tamtym kierunku, ale tak szczerze to jest go naprawdę niewiele bo stok jest mocno nachylony. Tym niemniej było cztery namioty rozbite. Tutaj mimo, że jest to park narodowy można rozbijać się w każdym miejscu. Plan przekroczyliśmy i poszliśmy dalej w kierunku drugiej bazy na wysokość 3000 m. W tym momencie musieliśmy zawrócić bo pogoda zaczęła się łamać. Rozmawialiśmy z tutejszymi ludzmi na temat pogody już wcześniej. Mówią, że sierpień jest całkowicie nietypowy. Jeszcze nigdy nie było tylu opadów. Jutro przebieżka wzdłuż doliny, a pojutrze powrót do Czołpan Ata na Igrzyska Koczowników.
 Dolinka, którą jutro pomaszerujemy.
 Widok na górkę po zachodniej stronie dolinki. Górka ma ponad 4 tys mertów.
 Tabun koni na 2 700 m. Tak zwane "konie wysokogórskie".
 Jeszcze jeden widok z podejścia.
 Można tylko sobie wyobrazić jak potężne muszą być to strumienie wiosną w czasie roztopów. Ilośc głazów jakie naniosły jest porażająca.
Jak się okazało nie ostateczny cel naszej wędrówki. Wodospad, pierwsza baza wejścia na Nauszyciela.

wtorek, 30 sierpnia 2016

Dotarliśmy do Alpejskigo Obozu jakieś 45 km od Biszkieku. W Biszkieku zaczepili nas po cywilnemu policjańci i zarządali dokumentów. Zareagowaliśmy dosyć ostro i zczęliśmy szukać policjanta ale mundurowego. Po kilku krokach " tajniacy" się rozpłyneli. Polują na turystów, najczęściej jest ich 3 do 5 i okradają żywcem pod pretekstem szukania narkotyków lub fałszywej waluty. Trzeba uważać. Jutro odziemy w góry, chociaż pogoda nie rozpieszcza. O 16 nawet pokropiło. Ludzie schodzący z gór mieli nizbyt tęgie miny więc jutro lecimy na lekko do kolejnego wodospadu. Co dalej to jeszcze zobaczymy. Tyle jeszcze by się chciało, a tu powoli urlop się kończy.

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Dzisiaj byliśmy w wąwozie Grigorjewskim. Dziwnie się tutaj maszeruje, bo człowiek niby startuje z 1650 metrów, ale zanim dobrze się rozpędzi to jest na 2500 metrów. Oczarowany jestem rzekami,które płyną tymi wąwozami. Są to tak górzyste rzeki, że stanowią naturalne kilkudziesięcio kilometrowe tory do kajakarstwa górskiego. Jeden wniosek jest niezbity, w tym kraju jest niewiele rowerów, ale dzieciaków na koniach jest tylu ile w Polsce rowerzystów, a konie mają naprawdę piękne. Nie ma również problemu z wynajęciem konia pod wierzch. Jak ktoś ma ochotę na wakacje w siodle to chyba lepszego miejsca na świecie nie ma. Jedzenie jest super, a wczorajszy rosł barani to totalny odlot. Jako wkładka był kawałek schabiku baraniego z uchwytem tak jak podają w ekskluzywnych restauracjach. Niektóre patenty powalają nas na kolana jak chociażby teb most poniżej.
Jutro planujemy wyjazd aż za Biszkek w góry. Trzeba jeszcze łyknąć prawdziwych górek.
 Prawdziwie górska rzeka. A może by tak nią kiedyś kajaczkiem?
 Kontener świetnie nadaje się na most o ile rzeka nie jest zbyt szeroka.
 Tak jak pisałem tu dzieci nie mają rowerów tylko konie.
 Będzie kumys. A tak nawiasem to sprzedają go w wielu miejscach. Musimy spróbować. Podobno wyśminity.
Bardzo dużo w dolinach jest dzikich moreli. Są mniejsze, ale również pyssne.

niedziela, 28 sierpnia 2016

Niedaleko nas co niedzielę jest jarmark. Niewiele się namyślając ruszyliśmy twm marszrutką. Trafiliśmy na rodzinne klimaty
Kiszone flaki. Podobne jedliśmy kilka lat temu w Uzbekistanie. Ogólnie można było kupić wszystko. My wzieliśmy słoninę, kiełbasę, kiszone ogórcy i ikrę suszoną.
Najdłuższa fasola szparagowa jaką widziałem. Każdy strąk ma około metra.
Po południu wypad na plażę Issyk kul. Woda wcale nie jest słona, ale za to bajerancko czysta.
Pani sprzedająca wędzone ryby w zimnym dymie. Niebo w gębie, a smród na tydzień.

sobota, 27 sierpnia 2016

Dotarliśmy do Czołpon Ata. Od 2 września jest tu olimpiada koczowników. Co fakt mamy inne plany, ale chyba taka okazja już się nie zdarzy więc między 2-8 września raczej tutaj zawitamy. Byliśmy na bazarze i kupiliśmy kiszone grzyby. Jedne nawet wyglądają na jadalne, ale drugie? Jak nie będzie nas w Polsce za 20 dni to znaczy, że grzyby były nie takie, tylko jednorazowego spożycia.
 Tak to jest w całej okazałości.
 Niby borowiki, ale?
Banzai!!!

czwartek, 25 sierpnia 2016

 Choszan. Ciasto nadziewane baraniną i smażoną cebulą. Do tego ostra papryka w oleju.
 Po prostu barani szaszłyk.
 Łagman. Makaron (nitki po 2 metry), wołowina i baranina, seler naciowy, kalarepa, marchew, papryka, nać pietruszki i koper.
 Gulasz. Tutaj do tego typu dań podaje się ziemniaki, kaszę, ryż i makaron jako całość.
Patent na złomiarzy. Może ten łańcuch niewielki, ale może dać efekt.
 Wyżej już dzisiaj nie idziemy. Prawie 4 000 m n.p.m. wystarczy.
Chyba warto było?
 Idziemy w dół.
Arab z Marysią i Krzysiem.
Nasza nowa znajoma.

Do bazy w Ałtynaraszanie dotarliśmy po 18-tej. Mieliśmy dwa wyjścia, albo zostajemy i rozbijamy namiot, albo ruszamy w dół ułazem. Zwyciężyła druga wersja. Do Karakoł dotarliśmy po 20-tej. Zajeliśmy ten sam pokój co poprzednio i naprawdę się wyspaliśmy. Dzisiaj w planie LB, czyli leżenie bokiem, ale nie do końca. Postanowiliśmy zrobić dzień kulinarny, czyli sprawdzić smak najpopularniejszych potraw.
Nie wiem jak teraz to leci. Mogę ssię powtarzać bo mamy problemy z internetem, ale ranek nam wszystko wynaggrodził. Widoki odlot i tylko 400 metrów do góry i 1400 oczywiście w pionie w dół.
 Nasz obóz na 3560 m n.p.m.
 Jeziorko w całej (prawie) okazałości.
 Arab, a za nim nasi nowi znajomi Marysia i Kraysiu. Nad jeziorem Krzyś złożył oświadczyn.
 To jest to po co wartało iść.
Jeszcze jeden widok na Ała Kul. Nie wiem jal Wam ale mi się podoba. Wysokość 3520 n.p.m.
Jak wleźliśmy do namiotu o 18 to wyszliśmy o 6,30 rano.
Widok z namiotu na tropik.

Ogólnie wszystko mokre, ale słońce przejdzie do nas za godzinkę i będzie OK. Najgorsze to, że plecaki przemokły i tylko ciuchy które mamy na sobie są suche. Wody do spo zycia około 1/2 litra więc robimy borowikową na dwa kubki i suszymy co się da i w drogę.
No i co żyjemy. We wtorek mieliśmy do przejścia 1000 metrów w pionie i udało się. Tylko, że na ostatniej setce (pomiędzy 3400 a 3500)  złapała nas śnieżyca. Łapy sztywne, ciężko rozbić namiat i ogólnie do bani. Wszystko mokre, ale udało się. Namiot postawiony, szybciutko zagotowane dwa rosołki i OK.
 Dolinka po przejściu około 500 m,  ale w pionie, czyli 2200 m n.p.m.
Pierwszy nocleg na 2500. Rysy u stóp.
 Wychodzimy w góry. Pogoda taks sobie.
 Tu wszędzie jest pięknie.
Zajączek, który nie jest pojedyńczym zjswiskiem, bo mnóstwo mamy świstaków, wiewiórów i innych gryzoni.
Zaczyna się ostre podejście.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Nie miałem pojęcia, że potrafimy wstać o 6.30 żeby obejrzeć na żywo podobno największy targ zwierzęcy w azji środkowej. Warto było. Co fakt Arabowi śmierdziało i nie obeszło się od wstąpienia w g...., ale wrażenia zostały. Zapytałem o cenę konia, a trzeba przyznać, że większość z nich to cuda. Więc cena jest od 25 000 do 120.000 somów, czyli od 1,5 tys zł do 7,5 tys zł.

Klejnym krokiem była podróż do kurortu Dżitoguz. Zaplanowaliśmy sobie krótką przebieżkę doliną rzeki, a w efekcie połaziliśmy ponad 5 godzin, gdyż postanowiliśmy wejść nad wodospad, który leżał 500 m wyżej niż początek doliny. Myśleliśmy, że wejście tam to pikuś bo szło tam sporo osób z małymi dziećmi i osób ogólnie starszych. Po wejściu w las okaza lo się, że to nie przelewki i z powodu kilku przelotnych opadów mamy ślisko i bardzo ale to bardzo stromo. Żadnych zabezpieczeń a ścieżka wąska i trawersuje przy końcu nad przepaścią. Daliśmy radę. Niektóre osoby używały czterech liter, a jedna szła boso bo miała lepszą przyczepność niż w sandałach. Jutro wychodzimy na kilka dnia w góry. Jeszcze dokładnie nie wiemy na ile, ale myślę, żeza cztery może pięć dni powinniśmy się odezwać.
Skała pęknięte serce.
 Siedem byków.
 Droga w kierunku wodospadu.
 Sam wodospad w całej krasie.
 Młody Kirgiz.
No i młode Kirgizki.

sobota, 20 sierpnia 2016

Dzisiaj wybraliśmy się do gorących źródeł zażyć kąpieli. Rano marszrutką do Aksu, a z tamtąd ułazem do Altynaraszanu. Źródełka, a raczej baseniki, które wynajmuje się od właścicieli posiadają bardzo gorącą wodę i samo wejście trochę trwa. Za to odprężarka super. Woda jest siarczanowa bo waniajet jak pierun, a podobno jeszcze radoczynna. Oczywiście takich dwóch fachowców jak my nie zabrało ręczników, ale sobie poradziliśmy (bandanka i czapeczka. Drogę powrotną odbywaliśmy pieszo - około 15 km doliną rzeczki, która może służyć za tor kajakarstwa górskiego bez specjalnych przygotowań. Imię tej rzeczki to Arashan. W drodze powrotnej w pewnym momencie Arab podskoczył jak sprężyna. Myślałem, że coś sobie zrobił w nogę, a to tylko metrowy grzechotnik leżał sobie na drodze, a on o mały włos na niego nie wlazł. Nie było go słychać bo rzeka strasznie szumiała. Po powrocie do hostelu afera. Chcieli wywalić drzwi naszego pokoju bo myśleli, że się nam coś stało. Buty na korytarzu, a nas nie ma i cisza. Podobno pani odpowiedzialna kilkakrotnie waliła w drzwi i bez efektu. Tutaj buty zostawia się zaraz za progiem, a do wyboru jest oddział klapek.

 Basen z gorącą wodą.
 Naprawdę górska rzeka.
 "Sympatyczny" grzechotnik.
Cerkiew Świętej Trójcy w Karakol.